Dyskomfort to nowa pandemia.


Powszechnie uważa się, że ludzi napędza dynamika dychotomii zwanej bólem i przyjemnością. Skłania się ku temu nauka (istnieją dowody na biologiczne powiązania między szlakami neurochemicznymi wykorzystywanymi do postrzegania zarówno bólu, jak i przyjemności) i filozofia (Spinoza i Bentham sugerowali, że ból i przyjemność są częścią kontinuum).

Mówiąc inaczej, unikamy bólu i dążymy do odczuwania przyjemności, czyli wszystko, co robimy jest podyktowane ucieczką lub pragnieniem.

Gdy podczas pandemii pół świata zamknięto w domach, ucieczka od bólu ku przyjemności dla wielu oznaczała świat cyfrowy. Dzięki covidowi i łatwej przyjemności czerpanej z oglądania filmów, czy seriali, Netflix stał się potęgą wśród platform streamingowych. Karmił się naszym bólem (ale też nudą, brakiem kreatywności, przyzwyczajeniami), którego chcieliśmy się pozbyć.

Jednak nie zawsze odczuwamy fizyczny czy psychiczny ból, gdy coś nam nie pasuje; gdy wewnętrzny konflikt zaczyna wyłazić na zewnątrz, sprawiając, że odczuwamy frustrację lub lęk. Zazwyczaj to narastający poziom dyskomfortu daje nam znać, że rzeczy nie idą tak, jak sobie je wymyśliliśmy. Dzisiejsze społeczeństwo tak bardzo żyje przeciąganiem liny z miejsca dyskomfortu w stronę komfortu, że kupujemy absurdalne i niepotrzebne rzeczy, które nam go zapewniają. Nie ma tu bólu, raczej niespełnione oczekiwania, które wchłonęliśmy z internetowo-telewizyjno-radiową papką.

Czy jeśli nie kupisz sobie dzisiaj latte w Starbucks, to ból i rozpacz wpędzą cię w spiralę rozgoryczenia?
Czy jeśli w samochodzie przestanie działać klima, to przeszywający ból poinformuje cię, że twoje ciało zaczyna gotować się jak na wolnym ogniu?
Czy płaczące podczas telekonferencji dziecko wywołuje u ciebie natychmiastową migrenę i nudności?

Zazwyczaj, zanim dojdziemy do progu, w którym powiemy, że coś nas boli, czujemy uwieranie. Porównujemy nasz obecny stan do oczekiwanego i jeśli coś się nie zgadza, czujemy mniejszy lub większy dyskomfort.

Nie bez przyczyny, życząc przyjemnej podróży mamy na myśli poziom komfortu (np. komfort jazdy samochodem), a lekarze, podając różne medykamenty często starają się nie tyle wyleczyć chorobę, co zwiększyć komfort pacjenta podczas choroby (łagodzenie objawów). Tak samo mówimy o komforcie cieplnym, a nie bólu, czy przyjemności z danej temperatury otoczenia. Komfortowe zakupy, komfort obsługi, wygodna (komfortowa) odzież, komfortowe warunki pracy, ale też przyjemność z jedzenia.

Tak więc sprawa nie jest czarno-biała, ma raczej sporo odcieni komfortu, bólu i przyjemności. Najczęściej jednak mamy do czynienia z dyskomfortem, który pcha nas w stronę jego eliminacji. I tak się pchamy, coraz mocniej, coraz dalej, bo co chwilę wchodzą na rynek nowe, lepsze produkty zapewniające wyższy standard (komfort) życia.

Strona za długo się ładuje i budzi to twój dyskomfort (no chyba że cierpisz katusze i odczuwasz fizyczny bądź psychiczny ból)? Kup nowy komputer.
Zdjęcia wychodzą nie tak ładne jak te podpatrzone na Instagramie? Kup najnowszy telefon.
Kawa nie smakuje jak w kawiarni? Kup lepszy ekspres.
Tyłek boli po trzech godzinach przed telewizorem? Kup wygodniejszą kanapę.
Musisz się zmóżdżyć nad kolejną prezentacją? Załóż darmowe konto, a sztuczna inteligencja zrobi ją za ciebie.

Większy komfort, mniej “problemów”. Ale tak naprawdę, gdy się nad tym trochę zastanowić, lub zmóżdżyć, to tych problemów wcale nie robi się nam mniej. Za to mamy coraz więcej “narzędzi”, które musimy obsługiwać, bo one pracują za nas. A problemy, te prawdziwe, z którymi wolimy nie mieć nic do czynienia i czekamy, aż sobie same pójdą, nie rozwiąże kolejny zwiększający komfort gadżet. To problemy dotyczące nas, naszej tożsamości, sensu tego, kim jesteśmy i co robimy, naszych ukrytych pragnień, potrzeby spełnienia i odnalezienia szczęścia, którego szukając niestety nie znajdziemy. Nie tak to działa.

Nie potrafiąc zaznać komfortu wewnątrz, z własnymi myślami i potrzebami, szukamy go na zewnątrz. Żeby się nad tym zastanowić i powiedzieć “zgadzam się” lub “to nieprawda”, nie potrzeba kolejnej dawki komfortu, a zaglądnięcia tam, gdzie żeruje dyskomfort, a czasem i ból. Wtedy możemy mówić o bólu i przyjemności, o ucieczce i dążeniu. Cała reszta, wykluczając osoby w ten, czy inny sposób cierpiące fizycznie lub psychicznie, to okruszki komfortu, które pogoń za dobrami materialnymi nauczyła nas kolekcjonować.

Czy nie przeżyjesz dzisiejszego dnia bez filiżanki kawy?
Czy po roku naprawdę potrzebujesz nowego smartfona, bo ma szybszy procesor, dodatkowy obiektyw i kilka pikseli więcej?
Czy zupełnie sprawny i wygodny samochód musisz po roku, dwóch, trzech, sprzedać/oddać i wziąć nowy w leasing?
Czy tak kupując, śmiecąc, kupując, śmiecąc, masz bardziej komfortowe życie?

Pewnie tak.

Czy wiesz, kim jesteś, jakie są twoje wartości, skąd wynikają twoje pragnienia, jakie jest źródło twoich lęków, jakie schematy myślenia powtarzasz bezmyślnie i na ile twoje decyzje nie są wcale twoje?

Nie wiem. Tylko ty możesz na to odpowiedzieć.

Wszystko kosztuje. Komfort także. Kosztuje on nie tylko ciebie, twoją psychikę, twoje zdrowie, ale i świat. Możesz brać tabletki na ból głowy, ale guza mózgu nimi nie wyleczysz. Za to naprodukujesz masę niepotrzebnych nikomu śmieci, a twoje życie na koniec nie stanie się lepsze.

A może to bzdury.

Jak się nad tym zmóżdżysz, to się dowiesz, co jest dla ciebie prawdziwe — tak naprawdę.


20.03.2025