Sprawy ważne i ważniejsze
Czyli słowo o hipokryzji
Napisałem książkę. Dla dzieci, takich co pewnym krokiem wkraczają w nastoletniość. Pewnym w znaczeniu jakimś. Każdy, kto w tym wieku kroczy, niekoniecznie pewnie, zazwyczaj robi to wraz z innymi użytkownikami TikToka, Instagrama, Facebooka i pozostałych nieksiążkowych form rozrywki. Więc pomyślałem, że chcąc szerzyć dobrą literaturę spróbuję opublikować moją powieść z pomocą któregoś ze znanych polskich wydawców.
Pojechałem na targi, jedne, drugie, potem maile, pisanie innych opowiadań, mini felietonów, dla przyjemności, ale też, by szlifować warsztat i znaleźć szersze grono odbiorców tworów mojej wyobraźni. I czego się dowiedziałem? Że każdy szanujący się autor musi mieć szanującą się obecność w social mediach. Pomyślałem, że to ma sens. Ktoś z followersami ma większą wartość od kogoś bez nich. Po pierwsze jest się mniejszym ryzykiem dla wydawcy, bo łatwiej wypromować pierwszą książkę, gdy nowicjusz ma już jakichś “znajomych” w sieci. Jak się jest no-name’em, czyli bezimiennym człowiekiem, który dopiero musi zbudować markę osobistą, cały ciężar promocji i stworzenia tej marki spoczywa na wydawcy. Co ciekawe, jakość pisania, dopóki nie jest tragiczna, czasem może znaczyć mniej niż rozpoznawalność autora. Tak się składa, że ja mam dwa imiona, lecz pech chciał, że nie mam nazwiska. Po drugie social media to bezkosztowy marketing (jeśli czyta to jakiś spec od brandingu czy marketingu, to podkreślam, że się na tym nie znam i perspektywa tu przedstawiona jest wyłącznie moja), z którego żal nie skorzystać. Przecież na TikToku jest ponad miliard użytkowników i pewnie setki milionów z nich siedzą dodatkowo na innych platformach uzależniających. Oglądają nagrania dwudziestokilkuletnich autorek romansów dla nastolatków, którzy miłości uczą się z amerykańskich filmów i social mediów, a potem tworzą kilometrowe kolejki pod stoiskiem sprzedającym publikacje dla Young Adult, by zdobyć autograf osoby, która o miłości wie niewiele więcej od nich. Popyt jest, kasa się zgadza, więc co tam przesłanie. Rynek jest duży, starczy miejsca dla wszystkich.
Patrzę na to i zastanawiam się. Gdzie się obejrzę widzę i słyszę jak social media niszczą młode pokolenie. Dzieciaki siedzą do piątej nad ranem, oglądając 30 sekundowe filmiki, spędzając z telefonem w ręce więcej czasu niż dorosły człowiek poświęca na pracę zarobkową. Rosną statystyki nastolatków z depresją, lękami i myślami samobójczymi. Dorośli i ich pociechy są edukowani w szkołach o higienie cyfrowej zwanej wychowaniem przy ekranie.
Większość osób, z którymi rozmawiam zdaje sobie sprawę ze szkodliwości mediów społecznościowych, między innymi dlatego, że sami z nich korzystają. Mimo to od autorów opowiadań i książek dla dzieci i młodzieży oczekuje się obecności w tej szkodliwej przestrzeni, by przyciągać klientów. Czy książki nie są po to, by ukazać świat, jakiego młode pokolenie nie znajdzie w pikselach? Czy nie chodzi o odlepienie dzieci od ekranu i zerwanie nadmiernie stymulującej więzi człowieka z płaskim światem wyświetlaczy? Zalatuje hipokryzją, lecz niech pierwszy rzuci kamieniem, kto wierzy w wyższe ideały, ale nie zawsze nimi żyje. Zresztą, skoro odbiorca i tak jest już w sieci (cóż za trafna nazwa, choć nie o schwytanie w sieć chodziło twórcy internetu), warto to wykorzystać.
Jeśli zapuścimy się w internet w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie jak żyć i sprzedawać bez mediów społecznościowych, z pomocą przyjdą nam artykuły bardziej lub mniej poważanych portali proponujących listę x pomysłów na promowanie biznesu poza SM. Nie są one odkrywcze i nie wiem, czy powinniśmy się tego po nich spodziewać. Przecież przed nastaniem ery scrollowania, influencerów i uniwersalnego piękna, firmy, w tym wydawnictwa, z powodzeniem prowadziły marketing na wiele różnych sposobów.
Gdy skupiłem się wyłącznie na relacji social media vs. pisarstwo odnalazłem porady pisarzy, którzy choć nie namawiali do SM, podtrzymywali ogólne przeświadczenie, że lepiej żyć w mediach społecznościowych niż się na nie zamknąć. Ale tak grzebiąc i szukając natrafiłem na artykuł jednego marketingowca, który odstawał od reszty. Przeanalizował on większość popularnych platform pod kątem rodzaju i jakości publikowanych treści, użytkowników, społeczności (np. Bookstagram, BookTok), ograniczeń lub wymogów platformy, oraz progu wejścia, czyli minimalnych umiejętności i zasobów czasowych niezbędnych, by w ogóle poważnie myśleć o zwrocie z inwestycji, jakim jest prowadzenie profesjonalnego profilu. Konkluzja była orzeźwiająca: większość serwisów społecznościowych nie nadaje się do promowania książek przez autorów. Po pierwsze użytkownicy odwiedzają je by się rozerwać, pooglądać sztuczny świat edycji foto-wideo, a dopamina robi resztę. Po drugie to czytelnicy, a nie autorzy, sugerują tam innym czytelnikom, co warto czytać. Po trzecie autorzy, by nimi pozostać, muszą tworzyć, muszą pisać, a stworzenie i utrzymanie profesjonalnego profilu w mediach społecznościowych zajmuje masę czasu, ale też wymaga odpowiednich umiejętności, jak wspomniana wyżej edycja foto-wideo. Bardziej ekonomiczne jest opłacenie influencerów, by promowali książkę, lub wynajęcie profesjonalisty do prowadzenia naszego profilu. Innymi słowy, powinniśmy się skoncentrować na tym, co potrafimy robić najlepiej. Ot, taka stara prawda, by robić to co się lubi i w czym jest się dobrym, zamiast starać się robić wszystko, bo inni tak robią, lub oczekują, lub doradzają, lub…
Jak się nad tym głębiej zastanowić, wcale nie trzeba być hipokrytą, by sprzedawać książki. Można omijać social media szerokim łukiem bez obawy, że spadnie nam sprzedaż (ciekawe jak naprawdę wyglądają liczby po stronie wydawnictw i jaki procent sprzedaży jest generowany przy wykorzystaniu profili społecznościowych autorów książek). Ale można być pośrednim hipokrytą, nawiązując współpracę z influencerami, którzy w naszym imieniu pomogą nam sprzedać książkę pokoleniu OLED. Dzieci od ekranów nie odlepimy, lecz warto próbować, zamiast mówić, że taki jest rynek, czy świat. Na koniec jedyne, co się liczy, to by być ze sobą i innymi szczerym (a myślał*ś, że pieniądze, co?).
21.06.2024