Życie (nie)świadome
Jak wiedza maskuje niewiedzę.


Na każdy znany człowiekowi problem powstała procedura postępowania, bardziej lub mniej oficjalna. Nawet na dylematy, których ludzkość nie potrafi dzisiaj rozwiązać istnieją systemy, procesy i schematy mówiące nam co robić. Niekiedy instrukcje są bardzo szczegółowe, gdzie nawet najmniejsze odstępstwo grozi katastrofą. Inne sprowadzają się do rozłożenia rąk w geście bezradności, komunikując tym samym konieczność pogodzenia się z tym, co nadejdzie. Lecz ludzkość, mając więcej procesów i systemów, niż samych problemów wciąż poszukuje kolejnych rozwiązań, lepszych, bardziej efektywnych, tańszych w zastosowaniu, niekiedy konsolidujących różne problemy w jeden, tak jak banki konsolidują kredyty.

Doskonalimy się, szkolimy, rozwijamy, by sami stawać się bardziej wydajni, zwiększając swoją wartość w oczach innych, a niekiedy nas samych. Niektórzy z nas robią to, bo tak trzeba, taką mamy modę, ale też z lęku, bo inaczej zostaną zastąpieni kimś nowym, “lepszym”. Inni czują wewnętrzną potrzebę, niezaspokojony głód, który jeśli cichnie, to tylko na chwilę. Dla nich poszukiwanie zapewne nigdy się nie kończy. Przelewają tę potrzebę na innych, stawiając coraz wyższe oczekiwania każdemu, z kim mają styczność. To oni napędzają gospodarkę, zakładają biznesy, stają się ikoną popkultury, zwiększając stan swoich kont znacznie powyżej średniej i proporcjonalnie zwiększając swój ślad węglowy. Poszukują wolności, kontroli wyrażonej w pieniądzach. Twórca popularnego komunikatora Telegram i miliarder Pavel Durov trzyma w bankach setki milionów dolarów po to, by pozostać wolnym1.

Większość z nas wychowała się w świecie, w którym stan konta stał się synonimem autonomii, a osoby przyciągające gotówkę jak magnes bohaterami i autorytetami w dziedzinach często wykraczających poza ich wiedzę. Słyszymy porady, czy wręcz nakazy o wyznaczaniu i osiąganiu celów, by zaraz potem dowiedzieć się, że to droga się liczy, a nie jej koniec. Jak dzieci tworzymy supermoce, definiując siebie czymś, co dobrze się sprzeda na LinkedIn. Oceniamy innych przez pryzmat profili społecznościowych, osiągnięć i sukcesów zawodowych, bo sami zmuszeni jesteśmy patrzeć na siebie w ten sposób. Może ta przypadłość jest bardziej widoczna u mężczyzn, których samoocena często silnie związana jest z zajmowanym stanowiskiem i statusem społecznym. Biegniemy w wyścigu ku wolności, zarabiając więcej, osiągając więcej, zmieniając świat, zdobywając władzę, a gdy osiągamy cel, który kilka lat wcześniej wydawał nam się ambitny, podnosimy poprzeczkę, bo skoro tyle potrafiliśmy osiągnąć, to na pewno możemy zrobić jeszcze więcej. Konta pęcznieją, wydatki rosną, a i tak zawsze znajdzie się ktoś lepszy, z grubszym portfelem i większymi wpływami, z kim będziemy mogli się porównać i kogo będziemy chcieli dogonić, a najlepiej prześcignąć.

Cele mnożą się, a wolność, jaką definiowaliśmy dla siebie dekadę temu już dawno osiągnęliśmy, jednak dziwnym trafem wciąż nie czujemy się wolni. Wciąż nam mało. Ze wzrostem osiągnięć wzrosły oczekiwania. Wmawiamy sobie, że wolność kryje się za rogiem, jeszcze tylko trochę więcej musimy zarobić, bo inflacja, bo studia dzieci, bo dom w budowie, kredyt, niepewność jutra, może wojna, może krach na giełdzie. Po co się zatrzymywać i ryzykować wypadnięcie z gry?

Ciężko nam, miewamy napady lęku, czasem depresja się wkradnie, a syndrom oszusta rzadko kiedy nas opuszcza. Bierzemy ashwagandhę, oblepiamy się pijawkami, medytujemy (koniecznie ze skrzyżowanymi nogami i wyprostowanymi plecami, bo choć to często niewygodne to inaczej może nie zadziałać - w końcu na to też jest system), by się oczyścić, złapać chwilę oddechu, poukładać to, co nam w głowie huczy, żeby po 30 minutach oświecenia powrócić do gonitwy za wolnością z nową energią (byle starczyło do końca dnia). Co jakiś czas udamy się na spotkanie z jakimś popularnym wybrańcem, który zobaczył to COŚ i teraz sprzedaje nam system, metodę, jak i my możemy to COŚ zobaczyć, doświadczyć, by w końcu być wolnymi ludźmi o hiperświadomości, jak on. A że lubimy systemy i procesy na to jak uporać się z problemami życia, w tym egzystencjalnymi bolączkami i filozoficznym zagmatwaniem istnienia, kupujemy 10 kroków do…, 15 rzeczy, które musisz zrobić, by…, a na dokładkę zimna kąpiel, ćwiczenia oddechowe i od czasu do czasu grzybki.

Skąd niby mielibyśmy wiedzieć, kim jesteśmy i dlaczego jesteśmy, jeśli ktoś nam nie powie? Jeśli nie dostaniemy systemu, który doprowadzi nas do odpowiedzi, do której ten, co go sprzedaje twierdzi, że doszedł? Skoro jemu lub jej pomogło, to znaczy że i nam pomoże. A jak nie ten system, to inny. Na pewno będzie potrzebny jeszcze inny. Jeden to za mało, nie brzmi poważnie, zresztą, kiedy jedno rozwiązanie pomogło komuś na coś tak złożonego jak życie? Więc mnożymy systemy jak aplikacje na telefonie, które “ułatwiają” nam codzienność. Jedziemy tak latami, osiągając nowe cele, zdobywając nowe umiejętności poznawania siebie, a na koniec wciąż g*wno o sobie wiemy.

O tym, co w nas siedzi nie powie nam nikt inny niż my sami. Nikt za nas nie poczuje naszych uczuć, które najczęściej dusimy lub przed którymi uciekamy, zamiast się w nie zagłębić. Nikt nie pozna nas tak dobrze jak my możemy poznać siebie, żyjąc świadomie. Do tego niepotrzebny jest system. Tu nie ma listy czynności do odhaczenia. Nie trzeba nic zażywać ani odpływać przy dźwiękach kojącej muzyki, co nie znaczy, że nie można. Świadomość własnych myśli, uczuć, otoczenia, tego, jak na nie reagujemy, a ono na nas daje nam szansę na zobaczenie siebie, zrozumienie i zaakceptowanie. Tę świadomość może mieć każdy z nas, w dowolnym momencie, jeśli zechce. Jeśli dogłębnie zrozumie, że systemy, procesy i metody są jedynie powtarzaniem czynności przez kogoś zaprojektowanych. Nie prowadzą do wolności, a do odtwarzania przeszłości i schematów. Wolność kryje się w bezcelowości istnienia, gdy możemy zobaczyć siebie jako część większej całości, nie nazywając tego, co widzimy, słyszymy i czujemy. W momencie, gdy z premedytacją będziemy podążać za schematem, czy to medytacji, czy jakimkolwiek innym, chcąc osiągnąć upragniony cel spokoju, ciszy, czy podwyższonego stanu świadomości, będziemy jedynie powielać to, co robimy na co dzień - biec do celu, który oddala się z każdym naszym krokiem.



13.09.2024