Procentów nigdy za wiele

Czyli próżność niezaspokojona


Pierwszy raz pojechałem z rodziną do Mandorii. Syn zadecydował, w końcu był to prezent na jego imieniny. Wybrał ten park rozrywki spośród kilku innych popularnych w Polsce. Umyślnie lub nie zrobił też prezent swojej o siedem lat młodszej siostrze, bo na miejscu sporo atrakcji było przystosowanych dla takich maluszków, jak ona. Oboje bawili się tam świetnie i jeszcze zanim wyszliśmy pytali, a raczej żądali, by ustalić, kiedy tam wrócimy. Zanim pożegnaliśmy się z Mandorią córeczka upatrzyła sobie w jednym z licznych sklepików na terenie parku małego pluszaka, którego musiałamieć.

Gdy jeżdżę w takie miejsca spodziewam się, że wszystko, co nie jest wliczone w cenę biletu będzie kosztować znacznie więcej niż w miejscach nie takich. Napoje należą do jednej z tych kategorii produktów, które zyskały sobie miano absurdalnie drogich, gdy nabywamy je poza Specjalną Strefą Ekonomiczną, czyli sklepem spożywczym. Co ciekawe, przyzwyczailiśmy się do tego tak bardzo, że przestało nas to dziwić (a raczej szokować). Półlitrowa butelka wody, którą możemy kupić dosłownie za grosze, a w co lepszych sklepach za około dwa, trzy złote, w miejscu turystycznym kosztuje już 10 złotych. To samo tyczy się napoi gazowanych. Nawodnienie jest ważne, szczególnie u dzieci, a od 10 złotych nikt, kogo stać na rodzinny wypad po rozrywkę nie zbiednieje. Można zawczasu zaopatrzyć się w butelkę filtrującą, choć nie ma gwarancji, że u celu podróży będzie gdzie ją napełnić (za płytka umywalka, niedziałający kran lub wyłączona z użytku toaleta). Jedzenie, zazwyczaj śmieciowe, aczkolwiek pod szlachetnymi nazwami, już takiej przebitki na cenie nie ma. Obiad zamiast 25 złotych kosztuje 40, frytki w cenie z McDonalda, a za pizzę zapłacimy tyle, co w lepszych pizzeriach większego miasta. Ale wracając do pluszaka, którego moja córcia sobie upatrzyła, a na którego miała odłożone pieniądze od dziadków. Raptem 15 centymetrów wzrostu, nic szczególnego, panda jak każda inna, tyle że firmy Ty. Zapłaciła za nią 69 złotych. Z ciekawości sprawdziłem cenę w internecie. Z darmowym odbiorem w znanej sieci księgarń można zamówić ją za 23,69 zł. Prawie trzy razy taniej.

Jeśli rynek, czyli my, ludzie, jesteśmy w stanie (prze)płacić za pluszaka 300% więcej, niż cena sklepowa, która zawiera w sobie już marżę producenta, hurtowni i pięciu innych pośredników, to co stoi na drodze, by takich pieniędzy nie żądać? Myślę, że niewiele osób odmówiłoby sobie większej wypłaty, skoro rynek (ludzie) są gotowi, by ją sfinansować. Czy nie tak było z maseczkami, jednorazowymi rękawiczkami, czy płynem dezynfekującym kilka lat temu? Popyt, podaż. Ekonomia. Wolny rynek. Kapitalizm.

Dlaczego o tym piszę? Czy ciągnie mnie bardziej ku socjalizmowi, komunizmowi albo innemu izmowi? Nie, lecz logika podpowiada mi, że ludzie przejawiają wszystkie izmy, ale nie w tym samym czasie. Czasem zachowujemy się jak kapitaliści, by za chwilę przemienić się w komunistę lub socjalistę (ktoś pobiera 500 plus?). Zależy od sytuacji i naszego ego-izmu.

Nurtuje mnie coś innego. Ile procent marży jest wystarczające, by zadowolić studnię bez dna zwaną potrzebami właściciel* biznesu? Gdzie w tym wszystkim jest moralność (każdy ma inną, ale wszystko można uśrednić) i punkt nasycenia? Chyba przesuwa się w miarę jedzenia, a w przypadku firm ten apetyt zazwyczaj się nie kończy. Możliwości jest tyle, ile próżności w ludziach. I choć wszystkim się wydaje, że chodzi o pieniądze, tak naprawdę gra toczy się o zaspokajanie wewnętrznej pustki. Może podniesiemy swój status, i to ją wypełni? A może udowodnimy światu, że my to potrafimy kręcić biznes jak nikt inny i wtedy nasza samoocena urośnie? Albo pościgamy się z konkurencją, po drodze kogoś wygryziemy i będziemy panem powiększającego się ogródka, łechtając swoje ego? To niekończąca się lista, bo mało kto dostrzega, że pustki nie zapełni się coś robiąc, jakby się chciało zakopać dół. Tym bardziej nie zasypiemy jej pieniędzmi.

Czy te dodatkowe 300% za maskotkę lub 1250% za butelkę wody to nie za mało? Przecież klienci dźwigną ekstra 50 lub 100%, a jak nie to wtedy się zobaczy. Zresztą, kto im każe kupować? A no emocje. Te same, które przedsiębiorcom każą podnosić ceny. Bo logiki tu nie widzę. Utrzymanie firmy, zabezpieczenie jej przed wahnięciami rynku, dobra pensja, życie na określonym poziome - ok. Tyle że albo mówimy o paranoikach, którzy nigdy nie zaznają spokoju w obawie przed niewidzialnym złem geopolityki i będą odkładać każdy grosz na czarną godzinę, byleby firma przetrwała (tak na marginesie firma to wytwór wyobraźni, przelany na papier i podpisany przez człowieka, który wytworem wyobraźni nie jest, za to jego przetrwanie często potrafi zająć niższe miejsce w hierarchii niż przetrwanie spółki), albo o ludziach nieznających umiaru personifikujących hiper-konsumpcjonizm. Może tego powinni uczyć w szkołach? Żeby ścigać się z wyimaginowanym przeciwnikiem, walczyć o biznes, który ma piękną misję i wizję, lecz każdy wie, że powstał wyłącznie, by poprawić sytuację finansową założyciel*?

Wszystko można uzasadnić stwierdzeniem: jeśli ci się nie podoba, to coś zmień. Na przykład, jeśli nie chcesz przepłacać, to kup gdzie indziej. Jeśli nie lubisz swojej pracy, to znajdź inną. Jeśli jesteś grub*, to zacznij ćwiczyć i schudnij. Jeśli chcesz założyć rodzinę, to znajdź kogoś, kto też chce i zrobi to z tobą. Jeśli jesteś zmęczon* to odpocznij. Jeśli boli cię noga, to stawaj na drugiej (albo weź tabletkę).

Wszystkie problemy świata rozwiązane. Chyba powinienem był to powiedzieć mojemu dziecku, które zareagowało emocjonalnie zamiast logicznie na pluszaka.

Dla porównania, średnia roczna inflacja w Polsce w 2023 roku wyniosła 11,4%1 (o tyle powinna wzrosnąć pensja, jeśli podlegałaby waloryzacji), na 12 miesięcznej lokacie bankowej dostaniemy między 4 a 8%2, a roczna stopa zwrotu WIG 20 wynosi 19,60%3.

Jeśli zainwestowalibyśmy na giełdzie równowartość naszej butelki wody ze sklepu i jakimś cudem średnia roczna stopa zwrotu nie uległaby zmianie, musielibyśmy czekać 14,5 roku, by na koniec stać nas było na tę samą wodę w knajpie lub innych Nieekonomicznych Strefach Ekonomicznych (NSE). Dla potrojenia pieniędzy potrzebnych na zakup pluszaka w NSE zajęłoby to jedynie sześć lat. Ci mniej uzdolnieni w giełdowych eskapadach, którzy wybraliby lokatę, poczekaliby cztery razy dłużej.

Logiczne? No, więc jeśli ci się nie podoba, to wiesz, co musisz zrobić.



14.06.2024