Siedział przy niewielkim, okrągłym stoliku, na niewygodnym plastikowym krześle zrobionym dla kogoś znacznie niższego i szczuplejszego. Nieobecnym wzrokiem zagubionej osoby wpatrywał się w nieokreślony punkt przed sobą. W kawiarni zostało jeszcze kilka pustych stolików, a przy tych zajętych siedziały pary, racząc się skromnym śniadaniem i wspaniale pachnącą kawą, z jedną ręką na telefonie, przeglądając wzorcowe życia innych ludzi. Z rana większość osób odwiedzających kawiarnię nie miała czasu się zatrzymać. Wynosili czarny napar w papierowych kubkach, czasem w kolorowych termosikach ze stali nierdzewnej, podążając bardziej za modą niż ekologią. Jego cappuccino stygło w porcelanowej filiżance z logo kawiarni, a nienaruszona rozeta powoli zaczynała tworzyć wyschniętą skorupę. Jednorazowe opakowanie z brązowym cukrem leżało szczelnie zamknięte na spodku obok łyżeczki. Ktoś zaśmiał się głośno, zwracając uwagę wszystkich. Nawet on oderwał wzrok od niewiadomego punktu i powoli przesunął gałki oczne w bok, w kierunku, skąd dochodził dźwięk. Nim dotarły do celu, śmiech ucichł zastąpiony podniesionymi głosami pary wskazującej coś palcem na telefonie. Jego oczy spokojnie powróciły na swoje miejsce, lecz wyrwane z transu miały teraz bardziej przytomny wyraz. Zmrużył je w niewidzialnym bólu, wykrzywiając lekko twarz, jak do płaczu. Opuścił głowę i popatrzył na zimną już kawę. Nie powinien tu być, nie sam, dotarło do niego. Codziennie przychodził, codziennie zamawiał cappuccino i brał jedną saszetkę cukru trzcinowego. Próbował schudnąć, każdy gram się liczył, ale czuł, że te dodatkowe dwie saszetki, których co dzień sobie odmawiał odbierały mu więcej szczęścia niż cukru. Nieuczciwa wymiana. Westchnął wraz z niemrawie powracającą świadomością. Pary kończyły jeść, odkładając telefony i odnajdując wzrokiem swojego partnera, czy partnerkę. Zaraz każdy miał rozejść się w swoją stronę. To była ostatnia chwila na czułość, zanim wieczorem zasiedliby na kanapie lub w łóżku, każde z telefonem w pogotowiu, lecz złączeni wspólnym ekranem telewizora. Odwrócił głowę, spoglądając na podłogę i odchrząknął. On też to miał, związek. Może nie wychodzili już razem tak często, nie więcej niż kilka razy w roku, ale wieczory przesiadywali wspólnie. Gdy jeden serial się kończył, zawsze pojawiał się nowy, równie wciągający, jak każde początki. Ale teraz, i to miało się zmienić. Życie wydaje się tak trudne. Zewsząd oczekiwania, a te własne na końcu. W pracy, w domu, w głowie. Nie ma chwili, by zastanowić się nad tym, co odeszło. Pracę stracił kilka tygodni temu. Z jednej strony cieszył się z przymusowego urlopu. Coś tam odłożył, nie było źle. Zresztą mieli jej pensję. Przez kilka dni odpoczywał, chodził do kawiarni, gdy ona była w biurze. Siedział i radował się wolnością, którą sobie dał, przyzwalając na kupno kawy. Wcześniej był na to za skąpy, ale teraz coś go tknęło, dając spokój i zadowolenie, jakiego nie czuł, od kiedy zajął się budowaniem kariery, czyli zdobywaniem nowych umiejętności, wymieniając je na pieniądze, które zagłuszały wewnętrzny głos dziecięcych marzeń. Jednak błogi stan przeminął szybciej, niż się pojawił. Powrócił lęk i stres z przeglądaniem ogłoszeń bezmyślnie powielanych przez dziesiątki firm w setkach ofert. Delektowanie się kawą i obserwowanie życia, by móc zrozumieć swoje zmieniło się w siedzenie w kawiarni z jedną kawą i kilkoma godzinami gapienia się w monitor laptopa. W końcu i tym się zmęczył. Chciał powrócić do szczęścia, jakie czuł zaraz po zwolnieniu, ale nie potrafił. Wieczorem w domu zawsze padało pytanie o oferty, wysłane wiadomości i odpowiedzi. Jakby nie mogli chwilę pożyć na jednej pensji, odrobinkę obniżyć stan konta w zamian za nikłą nadzieję odnalezienia siebie z czasów, gdy żyło się na czyjś koszt. Czy to było wobec niej uczciwe? Wierzył, że będzie miał w niej wsparcie, zrozumienie. Może choć tyle wypracował przez lata odcinania się od siebie, by im było lepiej. Gdzieś na tej drodze umknęło mu, że lepiej wcale nie jest, nieważne jak wiele czasu wkłada w pracę i w jakim tempie rośnie jego wypłata. Pewne gonitwy nie mają mety. Żaden serial nie mógł tego zmienić.
W kafejce opustoszało. Pozostał on i zastygła jak odlany z brązu posąg kawa. Podniósł telefon, wybudzając go z uśpienia. Jedna wiadomość zmieniająca pozornie wszystko, lecz bez mocy, by zmienić ludzkie przyzwyczajenia. “Odchodzę”.